„U nas się tak robi, bez obaw”. Jeśli jesteś lekarzem, to idę o zakład, że podczas praktyk studenckich, stażu podyplomowego, a może rezydentury, usłyszałaś/-eś takie, lub podobne słowa od innego lekarza, przełożonego czy ordynatora. Ja podczas stażu usłyszałem je nie raz. Padają w kontekście pisania obserwacji, wypisów ze szpitala, zaleceń – jednym słowem: podczas tworzenia dokumentacji medycznej. Gorzej, jeśli pojawią się podczas ordynowania leków czy przeprowadzania zabiegów. Jeszcze niedawno nie byłem świadomy skali tego zjawiska. Co więcej, wydawało mi się, że możemy polegać na takich „technicznych” radach innych lekarzy, ufając ich kompetencjom prawnym wynikającym z doświadczenia. Jednak… czy na pewno? Kogo powinienem słuchać i co robić, by zminimalizować ryzyko bycia pozwanym przez pacjenta?

Przez ostatni rok przygotowywałem wraz z mec. Radosławem Tymińskim i lek. Marcinem Czekałą kurs mający wyposażyć młodych lekarzy, lekarzy dentystów czy studentów medycyny w podstawowe informacje na temat bezpiecznego prawnie wykonywania zawodu lekarza. Podczas tych miesięcy poznałem wiele historii, a przy każdym wspólnym spotkaniu, mec. Tymiński sypał jak z rękawa anegdotami dotyczącymi błędów lekarskich – zarówno tymi w dokumentacji, jak i podczas rozmów z pacjentami.

Historia, która wyjątkowo utkwiła mi w pamięci, dotyczyła lekarza stażysty, który stracił na kilka lat prawo wykonywania zawodu, ponieważ na prośbę ordynatora zgodził się zostać na dyżurze na oddziale neonatologii. Pech chciał, że stażysta nieprawidłowo ocenił czynność oddechową jednego z noworodków, wskutek czego dziecko zmarło. Stażystę oskarżono o nadużycie swoich kompetencji, ponieważ nie powinien zgodzić się na pozostanie samemu na dyżurze. Co więcej, podczas rozprawy ordynator wyparł się sytuacji, twierdząc, że nie wiedział o tym, że młody lekarz był stażystą.

Podobnych historii było wiele. Mimo że uważałem się za bardzo ostrożnego i prawnie wyczulonego – przed medycyną studiowałem ponad rok prawo – zaskoczyła mnie i otworzyła mi oczy liczba drobiazgów i szczegółów, których nieświadomość bądź niewłaściwa interpretacja potrafi być spustem dla pozwu sądowego.

Nieprzemyślane słowa podczas przekazywania pacjentowi trudnej wiadomości? Pozew. Zwracanie się do pacjenta lekarskim slangiem? Pozew. Braki w dokumentacji, literówki,  niestaranne jej formułowanie? Pozew. Istotnym wydaje mi się fakt, że doświadczenie prawne lekarzy, od których przychodzi nam się uczyć, pochodzi głównie z ich praktyki. Ci, którym zdarzył się pozew, zeznawali w sądzie, ci, którzy znają kogoś oskarżonego, często są bardziej ostrożni i przestrzegają młodszych kolegów. Wyczulają ich na prawne pułapki. Jednak mimo to, prawdopodobnie nie są wyposażeni w przekrojowe, prawne kompetencje i wiedzę, które pozwolą w pełni przygotować młodego lekarza do bezpiecznego wykonywania zawodu, nie tylko podczas pracy na oddziale, ale też w POZ czy na dyżurach w SOR.

„U nas się tak robi” – dzień z życia młodego lekarza

Wyobraź sobie, że… zaczynasz pracę na nowym oddziale. Może to być kilkutygodniowy staż z interny, może to być wymarzona specjalizacja z chirurgii. Naturalnie przychodzi Ci „robić papiery”. Przyjęcia, obserwacje, zlecenia, wypisy ze szpitala. Oswajasz się z nowym systemem, zalewając od czasu do czasu innych rezydentów pytaniami z zakresu obsługi zacinającego się wiecznie programu. Nadchodzi pora przyjęcia na oddział pierwszego pacjenta. A tu… niespodzianka. Formularz przyjęcia jest zaskakująco długi, składa się z dziesiątek pytań i okienek, które możesz zaznaczać, określając odchylenia w zakresie każdej grupy narządów, dodając komentarze, wybierając gotowe opisy z rozwijanych list. Super, będzie prościej – zabierasz się do roboty, kiedy zza pleców słyszysz głos swojego lekarza nadzorującego: Daj spokój, nie musisz tego robić. Nie zaznaczaj nic i wpisz po prostu całe badanie słownie w okienku na górze

Jak się zachować? Czy posłuchać starszego kolegi? Chyba tak, w końcu jest bardziej doświadczony. Zresztą – komu by się chciało zaznaczać te wszystkie okienka, no i przecież – słownie można opisać pacjenta o wiele dokładniej. Prawda?

Po skończonym przyjęciu (i zmarnowaniu kilkunastu kartek papieru walcząc z zacinającą się drukarką) przychodzi Ci zapisać obserwacje pacjentów, którymi opiekujesz się na oddziale. Stawiając na efektywność pracy i oszczędność czasu, kopiujesz obserwacje z dnia poprzedniego. Naturalnie modyfikujesz je i uzupełniasz tak, by wedle Twojego wyczucia były kompletne i aktualne. Koleżanka z oddziału podpowiada Ci, by na końcu dodać formułkę „nadzór: dr X”,podając dane swojego przełożonego lub opiekuna specjalizacji. Uf! Tym prostym trikiem zdejmujesz z siebie całą odpowiedzialność i możesz spać spokojnie. Prawda?

Dzień na oddziale toczy się jednak dalej. Panie pielęgniarki zdążyły przypomnieć Ci, że wciąż nie dostarczono im zleceń. Siadasz więc i karta po karcie rozpisujesz leki na kolejne dni. Niektóre musisz przepisać z poprzednich, zapełnionych już kart – tu pierwszą trudnością staje się rozszyfrowanie szlaczków będących nazwami leków. Gdy już Ci się to udaje, googlujesz nazwę co drugiego z nich, gdyż niewiele Ci mówią. Ponieważ jeden z pacjentów z podejrzeniem kolki nerkowej zgłaszał nudności i raz zwymiotował, za radą kolegi, postanawiasz zaordynować mu metoklopramid w standardowej dawce – 10 mg dożylnie. Na końcu z lekkim zawahaniem przybijasz nad zleceniami swoją pieczątkę. By zapewnić sobie spokój ducha, idziesz skonsultować kartę z przełożonym, który… każe poprawić Ci dawkę metoklopramidu na 50 mg, bo „dycha nie działa, trzeba dawać więcej”. Cóż, jeśli doświadczony lekarz tak mówi, w dodatku specjalista, to chyba ma rację, prawda? Poprawiasz i zanosisz kartę pielęgniarkom.

Prawda czy nieprawda?

Przytoczone powyżej sytuacje naprawdę miały lub mają miejsce. Wszystkie są związane z brakiem prawnej świadomości u młodych lekarzy. Brakiem podstawowych kompetencji, które jednak nie wymagają lat nauki, a krótkiego, konkretnego i dobrze poprowadzonego wprowadzenia do wykonywania zawodu. Takiego, który wytłumaczy lekarzowi, dlaczego szablony i gotowe opracowane przez prawników formularze są naszym sprzymierzeńcem. Dlaczego mając pełne prawo wykonywania zawodu, dopisek o nadzorze złagodzi traktowanie nas przez sąd, ale nie uchroni nas przed odpowiedzialnością za błędy. Aż wreszcie, dlaczego nie można tłumaczyć przyzwyczajeniami oddziałowymi stosowania dawek leków niezgodnych z ChPL.

Odpowiadając na pytanie: czy można podążać za „u nas się tak robi” – oczywiście NIE. Zdaję sobie sprawę, że może to być trudne. Środowisko lekarskie bywa silnie zhierarchizowane, nieprzyzwyczajone do feedbacku, zadawania pytań czy kwestionowania zaleceń przełożonych. Wyobrażam sobie, że sprzeciwianie się oddziałowym zwyczajom może wiązać się z krzywym spojrzeniem szefa, dyskomfortem, poczuciem osamotnienia. Jednak czy nie jest to lepsze od bezrefleksyjnego podążania nieprawidłowymi wzorcami, których praktykowanie zagraża bezpośrednio naszemu bezpieczeństwu prawnemu? Grozi pozwem, stresem związanym z zeznaniami, czy składaniem wyjaśnień? Żeby wiedzieć, jak wykonywać zawód lekarza w sposób prawnie bezpieczny, potrzebujemy nabyć podstawowe kompetencje w tym zakresie. To one mogą zagwarantować nam pewność własnych działań i poczucie, że robimy wszystko, by zapobiec nieprzyjemnym konsekwencjom. W świecie, w którym coraz popularniejsze są teorie spiskowe i nastawienie antylekarskie, wyrobienie w sobie pewnych nawyków – co do prowadzenia dokumentacji czy rozmowy z pacjentem – jest tak samo ważne, jak nauczenie się prawidłowego badania pacjenta czy innych umiejętności „twardych”.

Panie mecenasie, jak żyć?

Takie pytanie naturalnie nasunęło mi się podczas prac nad Kursem Prawa Lekarza, który z lekcji na lekcję pokazywał mi, jak wiele drobiazgów ma znaczenie. Naturalnie poczułem też nutkę strachu przed realiami pracy, którego zapewne nie zrozumieją osoby spoza systemu ochrony zdrowia. Jestem świadomy, że błędy są wpisane w wykonywanie zawodów medycznych. Jednak jak powiedział mi ostatnio pewien lekarz, specjalista medycyny ratunkowej – to, co możemy zrobić, to rozmawiać o nich, wyciągać z nich wnioski, a dzięki temu starać się im zapobiegać. I właśnie to spróbowaliśmy zrobić w Kursie Prawa Lekarza. Znajdziesz tam case studies, anegdoty, analizy błędów omówione prostym językiem, z konkretnymi wytycznymi postępowania czy tworzenia dokumentacji medycznej.

Mimo tego, że jestem na samym początku lekarskiej ścieżki i wiem, że moje spojrzenie może za kilka lat całkowicie się zmienić, to czuję, że właśnie teraz jest czas, by wypracować nawyki, które pozwolą mi pracować z poczuciem bezpieczeństwa. Refleksja, którą chciałbym zostawić u Ciebie po przeczytaniu tego wpisu to właściwe i ostrożne podejście do wielu aspektów wykonywania zawodu lekarza – bo prawie wszystkie mogą mieć konsekwencje prawne. O ile doświadczenie merytoryczne i medyczne naszych mentorów czy starszych lekarzy jest nieocenione, i czuję, że powinno się do niego podchodzić z dużym szacunkiem i wdzięcznością, tak w kwestiach prawnych takich, jak dokumentacja, zeznania, wyjaśnienia, ubezpieczenia, forma zatrudnienia, położyłbym zaufanie w prawnikach.

Poruszone w tym wpisie zagadnienia to wierzchołek góry lodowej. Jeśli zainteresowały Cię tematy prawne, polecam Ci blog mec. Radosława Tymińskiego Prawa Lekarza, w którym mecenas na bieżąco opisuje ciekawe sprawy sądowe z udziałem lekarzy, a także zmiany w systemie prawnym i ich konsekwencje dla zawodów medycznych.

A jeśli szukasz narzędzia, które może realnie zwiększyć Twoje bezpieczeństwo podczas pracy jako lekarz, to szczerze polecam Ci nasz Kurs Prawa Lekarza.

Powodzenia!

O autorze:

Mikołaj Kolasiński – lekarz, współzałożyciel kanału YouTube Najprościej Mówiąc, pasjonat edukacji zdrowotnej i kreatywnych form nauczania.