— Halo?
— Cześć, mówi Bartek. Dzwonię, bo dostałem się na medycynę i w sumie to mam wiele wątpliwości… Rozmawiałem z Adamem i polecił mi Ciebie, mówił, że możesz mi coś podpowiedzieć. Miałbyś chwilę, żeby pogadać?

Tak rozpoczęła się długa rozmowa, którą nieoczekiwanie odbyłem parę miesięcy temu. Kolejne pytania Bartka – jak przygotować się do studiów, jak wygląda codzienne życie na poszczególnych latach, jak się zachowywać na uczelni i oddziałach, jak się uczyć czy po prostu jak najlepiej wykorzystać ten okres – przypominały mi, jak mało sam wiedziałem o realiach funkcjonowania na uczelni. Po rozmowie zacząłem zbierać swoje przemyślenia odnośnie do czasu studiów, które z czasem dojrzały do formy wpisu.

Nie jest to jednak poradnik czy zbiór uniwersalnych zasad, raczej retrospekcja. Zaczynając od tak, wydawałoby się banalnego aspektu, jakim jest miejsce do nauki, poprzez budowanie dobrych nawyków, aż po wykorzystanie czasu poza zajęciami, opisuję, co powiedziałbym dziś sobie rozpoczynającemu studia. 🙂

Mam nadzieję, że okaże się to przydatne również dla Was. Miłej lektury!

Mój jest ten kawałek podłogi

Wiadomo, że studia to też pewien styl życia. 🙂 Jego wartość mierzymy w wielu wymiarach, które przejawiają się w przeróżnych miejscach, począwszy od sal wykładowych, przez akademiki i biblioteki, po imprezownie i puby. Z każdego z nich wracamy jednak „do siebie”. W naszych przysłowiowych czterech ścianach przebiegają też najważniejsze procesy nauki – systematyzowanie wiedzy, ogarnianie nowego materiału, powtórki…

Zdecydowanie za późno odkryłem, jak istotne jest związanie nauki z konkretnym miejscem. Nie jest to nowa koncepcja – polecam wykład Marty’ego Lobdela „Study less, study smart”, który zahacza między innymi o wpływ nawyków na efektywność pracy. Gdy przyzwyczaimy swój umysł, że gdy zapalamy lampkę na biurku, do połowy opuszczamy żaluzję, zamykamy drzwi i siadamy przy biurku, nadszedł czas na skupienie, koncentracja przychodzi nam znacznie łatwiej.

Uczysz się dla siebie

Start był całkiem niezły. Uczyłem się, a przynajmniej tak mi się wydawało, 2-3 godziny dziennie. Z czasem – godzinę, a jeszcze później parę godzin tygodniowo. Wreszcie – tylko w razie potrzeby – wejściówki, wyjściówki, testu itd. Kolejne zdobywane oceny utwierdzały mnie w przekonaniu, że proces nauki postępuje.

Dziś wiem, że było to tylko złudzenie. Odrobina sprytu wystarczy, żeby szybko zacząć wygrywać z systemem, który nie weryfikuje, czy trwale zapamiętaliśmy informacje. Wejście, wyjście, dziękuję, dobranoc. Mam wrażenie, że ta pozorna nauka jest główną przyczyną niekończenia studiów medycznych. Spędzamy czas nad książkami, nie ucząc się.

Nie jest to tylko mój wniosek. Wielu z nas dostrzega z czasem, że właściwie nigdy sami nie zarządzaliśmy własną nauką. To w sumie nawyk wyniesiony z poprzednich etapów edukacji. W pracy jednak nie oceniają mnie już wykładowcy wedle klucza odpowiedzi, lecz pacjenci i ich zdrowie. Także słuchaj, Darek, zacznij jak najwcześniej samemu oceniać swoją wiedzę oraz ufać tej ocenie.

Wiedza jest jak wieża

W rozmowach z osobami, które zdały LEK bardzo wysoko, bo powyżej 85%, szukałem wspólnego mianownika. Zastanawiałem się, czy cokolwiek właściwie je łączy, bo na pierwszy rzut oka wydawało się, że nie ma takiej możliwości. Jedni byli kujonami, inni imprezowiczami, przedsiębiorcami, naukowcami, a niektórzy prowadzili już życie rodzinne. Wszyscy uczyli się inną ilość czasu, w innych warunkach oraz wykazywali inny stopień stresu związanego z uczelnią. Łączyło ich natomiast jedno: wszyscy systematycznie powtarzali to, czego nauczyli się wcześniej.

Paradoksalnie powodowało to, że spędzali na nauce mniej czasu niż inni, szczególnie w drugiej połowie studiów. W związku z trybem nauki ad hoc, który opisywałem w poprzedniej sekcji, sam poświęcałem czas niemal wyłącznie na nowy materiał. Przejechałem się na tym bardzo mocno na 4. roku, kiedy poczułem, że zaczyna brakować mi podstaw. Zamiast pracować więc nad nowymi zagadnieniami, próbowałem wygrzebać się z zaległości. Później nie starczało mi już siły na powtórki. Historia natomiast była niestrudzona, więc powtarzała się uparcie. Kończy się na tym, że niektórych podstawowych i powtarzających się tematów, jak na przykład układu krzepnięcia, część z nas nie rozumie nawet na 6. roku. Uczymy się go na nowo przez całe studia, podczas gdy wystarczyłoby parę razy przypomnieć sobie ten temat na początku.

Wiedza jest jak wieża. To, jak szeroką podstawę zbudujemy, determinuje, jak wysoka może być cała konstrukcja.

Ucz się, ucz(yć)

Większość wniosków, o których dzisiaj piszę, to raczej pomysły na optymalizację. Ich obecność nie zmieniła na tyle mojego życia, żeby żałować, że nie wydarzyły się wcześniej. Istnieje natomiast jeden wyjątek – uczestnictwo w kursach szybkiego czytania, zapamiętywania i notowania.

To był przełom. Do tamtego momentu radziłem sobie na studiach nie najgorzej, ale za cenę wielogodzinnej nauki. Od rozpoczęcia kursów z miesiąca na miesiąc czułem, że zaliczanie egzaminów przychodzi mi znacznie łatwiej. Znalazłem czas na pracę, nie poświęcając relacji ze znajomymi, a wyniki nawet się poprawiły.

Teraz wiem, że była to najważniejsza inwestycja w moim życiu. Wcześniej łapałem się na tym, że przed egzaminami zakładam klapki na oczy i cisnąłem, nie zastanawiając się, czy problemem jest ilość, czy jakość nauki. A w okresie luzu… kto myśli o tym, żeby zainwestować pół godziny dziennie na poprawę procesu nauki? 🙂 Tymczasem wyliczenie, ile zyskujesz w perspektywie roku, stając się lepszym nawet o 1% na tydzień, daje do myślenia…

Z kim przystajesz…

Ostatecznie jednak żadna ilość czasu spędzona w samotności nad książkami nie jest w stanie zastąpić interakcji z innymi studentami. W medycynie istnieje niewiele ścieżek rozwoju, które nie wymagają ciągłej współpracy i kontaktu z ludźmi. Większość z nas pracuje w zespołach, w których kluczowe jest wzajemne zaufanie. Myślę, że nabranie pewności w relacjach zawodowych opiera się na ciągłej interakcji i wymianie wiedzy ze znajomymi z uczelni, nie tylko ze swojej grupy.

Wspólna praca potrafi być też wyjątkowo inspirująca i motywująca. Zwłaszcza gdy otaczamy się ludźmi posiadającymi większą wiedzę i bardziej doświadczonymi od siebie. Często to od nich otrzymywałem najcenniejsze informacje, ich doświadczenia pozwoliły mi przejść dużo pewniej przez 5. i 6. rok. Niektórzy uczyli mnie dzielić się wiedzą. Wszystkie te doświadczenia procentują obecnie w pracy zawodowej.

Powiedziałbym również młodemu Darkowi, żeby włożył więcej serca w pracę w stowarzyszeniach studentów – Międzynarodowym Stowarzyszeniu Studentów Medycyny (IFMSA), Studenckim Towarzystwie Naukowym (STN) czy innych, podobnych tworach. To właśnie podczas krótkiego epizodu w IFMSA zrodziła się u mnie pasja do nauczania. Każda z tych organizacji funkcjonuje inaczej, ale wszystkie czynią studia bardziej wciągającymi. Od dodatkowej wiedzy i poznawania medycyny „od kuchni”, przez możliwość tworzenia swojego dorobku naukowego, po podróże po wszystkich zamieszkałych kontynentach. Wyjście poza nasz lokalny świat polskiej medycyny spowodowało, że zacząłem myśleć o opiece zdrowotnej dużo szerzej.

A co po zajęciach?

Odwieczny dylemat studentów medycyny – pracować czy nie? Zawsze istnieje ryzyko, że przeszkodzi nam to w skupieniu się na nauce, podróżowaniu czy rozwijaniu pasji. Na pracę zdecydowałem się na 4. roku i nie żałuję tej decyzji. Zajęcia kończyłem wtedy dosyć wcześnie, więc okoliczności sprzyjały, trzeba było je tylko wykorzystać. Pozwoliło mi to zdobyć doświadczenie, którego wagę doceniam w pełni dopiero dzisiaj.

Jako grupa zawodowa stosunkowo późno wchodzimy na rynek pracy. Już od liceum bardzo dużo czasu poświęcamy nauce, a rzadkie wolne chwile poświęcamy na odpoczynek. W rezultacie dla wielu z nas staż podyplomowy rozpoczynany w wieku około 25 lat jest właściwie pierwszą pracą w życiu. Nierzadko przeżywa się wtedy mały szok związany z liczbą obowiązków, odpowiedzialności, zarządzania własnym czasem, planowania…

Przez 3 ostatnie lata studiów pracowałem w recepcji centrum medycznego. Skala odpowiedzialności była oczywiście niewspółmierna do pracy lekarza, ale to tam zdobyłem pierwsze szlify w kontakcie z pacjentami, prowadzeniu dokumentacji medycznej oraz poznawałem realia prawne i organizacyjne działalności lekarskiej.

Wszystko zależy od Ciebie

Tak że Darek, przekazałem Ci, co mogłem. Reszta w Twoich rękach. 🙂
Sami jesteśmy odpowiedzialni za wszystko, czego nauczymy się w trakcie studiów. Wszystkie wybory, których dokonamy, będą miały określony skutek w przyszłości. Dlatego bądź tego świadom i świadomie to wykorzystuj. Nieustannie zadawaj sobie pytania – po co robię to, co robię? Jak to wpłynie na moją przyszłość? Czego mogę się nauczyć z zastanej sytuacji?

Na koniec wrzucam Ci link do TEDa, którego moim zdaniem warto obejrzeć. Skoro Tim Urban trafił do mnie, to… no właściwie na pewno trafi też do Ciebie. 🙂

Pozdrawiam,

Dziadek Darek

P. S. A, bym zapomniał! Nigdy, nigdy, nigdy nie bój się zadawać pytań. Ale o tym pogadamy innym razem. 🙂